14.02.2006 :: 18:17
Mmm. Walentynki. Coz za piekne swieto, jakiz cudowny dzien. Wszystko utrzymane w barwach narodowych. Czerwone lizaki w ksztalcie serca na tle bialych platkow sniegu. Wszyscy usmiechaja sie promiennie bialoczerwono. Mialam sen. O korzystnych zbiegach okolicznosci. Ktore pojawialy sie zawsze gdy ich potrzebowalam. Wystarczylo intensywnie niemyslec i zdac sie na intuicje. Bardzo potrzeba mi szczescia. Choroba odwiedza mnie coraz czesciej. Ostatnio juz nawet nie wychodzi. Czasem tylko chowa sie pod lozkiem albo w jakiejs szufladzie i udaje ze jej nie ma, zeby potem wyskoczyc zza szafy w najmniej spodziewanym momencie i zrobic mi niespodzianke. Krzyczy glosno SUPRAAJS a ja az podskakuje ze strachu. Za kazdym razem daje sie nabrac. Mysle ze ja to bawi. Ciesze sie ze sprawiam komus przyjemnosc. To takie nie w moim stylu. Jestem wiedzma, wredna suka ukryta w faldach kiecki malej krolewny. Wciaz rosne, poglebiam swoja niechec do swiata, coraz trudniej jest sprawiac pozory. Nienawidze ludzi i oni mnie nienawidza, co jednak nie budzi we mnie wiekszej ilosci owych chorobliwie negatywnych odczuc, ponad te, ktore juz odczuwam, poniewaz moge ich zrozumiec. Tak. Rozumiem ich doskonale. Dusze sie. Dusze siebie. Dusze wlasna dusze. Moja dusza jak wykazaly wieloletnie badania nie jest w stanie oddychac dymem lakistrajków. Jak sie okazuje djarumów tez nie. Ale tym nie nalezy sie martwic, poniewaz bez niej bedzie latwiej.