Stan euforii przechodzi w przygnebienie po uszy. Zawierzenie w nieufnosc. Smieszek w lezki. I na odwrot. I z powrotem. I w kolko. I jeszcze raz. Popieprzona ta psychika.
I jestem szczesliwa. Ale nie moge o tym mowic.
Bo to tak jak ubierac sie w plaszczyk od prady po wydaniu pierwszej dobrej ksiazki, ktora staje sie kasowym hitem.
Lepiej sie wyglada na tle nieszczescia i wyciagnietej bluzy po starszej siostrze.
Swieta. Kojarza mi sie z nieprzyjemnymi ograniczeniami. Kochanie gdzie idziesz? Na piwo ze znajomymi? Nie ma mowy! Zakupy niezrobione, prezenty niepopakowane, mieszkanie niesprzatniete, ciasta nieupieczone (...), znowu zostawisz mi to wszystko na glowie?!
Tak mamusiu.
|